22 kwietnia 2023 r. w sześciu lokalizacjach na Muranowie stanęły instalacje symbolicznie znakujące miejsce ukrywania się ludności cywilnej podczas powstania w getcie warszawskim w 1943 roku. W ten sposób Muzeum POLIN wraz z SENNA kolektyw chce przywrócić miejskiej rzeczywistości pamięć o tych miejscach. Tym samym przypominamy także o cywilach – najliczniejszej grupie biorącej udział w powstaniu 1943 roku. Wybraliśmy 6 postaci, które są równocześnie bohaterami i bohaterkami wystawy czasowej „Wokół nas morze ognia”.

Читайте цю історію українською мовою: Без тіні. Схованки євреїв у Варшавському гетто: Анонімна авторка

Jej imię i nazwisko są nieznane. Pozostawiła po sobie dziennik[1.1], pisany w trakcie powstania w getcie warszawskim. Pierwszy zachowany wpis pochodzi z 24 kwietnia, zanotowany jako szósty dzień ukrywania się w bunkrze przy ul. Miłej 32. Tego dnia Niemcy podpalili budynki nad schronem, do którego zaczęli docierać ludzie z innych kryjówek ogarniętych przez pożar. Liczba mieszkańców bunkra zwiększyła się o dodatkowe 45 osób.

Autorka dziennika uczestniczyła w naradach właścicieli bunkra, podczas których zastanawiano się, jak zaradzić przeludnieniu i brakowi zapasów żywności. Ustanowiono kierownictwo, codzienny rytm życia, dzielenie się prowiantem i podział zadań. Autorkę przydzielono do pełnienia warty, podczas której obserwowała otoczenie bunkra. Podziemna społeczność tworzyła wspólnotę. Jednocześnie, wraz z pogarszającymi się warunkami i strachem, narastały konflikty i wzajemna niechęć.

Z zapisów w pamiętniku wynika, że rodzina autorki uczestniczyła w budowie bunkra i jego planowaniu. Wspomniany jest wujek i brat, który przebywał w sąsiednim schronie. Inni bliscy nie występują w zapiskach. Autorka pisze natomiast o „chłopcach z naszej partii”, walczących w powstaniu. Sympatyzowała z nimi i solidaryzowała się z ich działaniami.

Niedziela rano 2 maja 1943 r. to ostania data pojawiająca się w dzienniku. Na jego kolejnych kartach następuje relacja bez podziału na konkretne dni. Wynika z niej, że ukrywanie się w bunkrze trwało co najmniej 3 tygodnie. To zapis potęgującej się rozpaczy i rezygnacji oraz poczucia osamotnienia i braku ratunku: „Całe getto jest morzem płomieni. […] wszędzie panuje śmierć. […] Wielu, prawie wszyscy wzywają Boga […]. Jak sfinks milczy Bóg i nie odpowiada.” To jedne z ostatnich słów w dzienniku. Dalszych losów autorki nie znamy.

 

Transkrypcja pliku audio

„Wszystkie siły przeciwko nam. Panuje wielki brak powietrza. Ludzie padają, częściowo bez przytomności, na ziemię. Bez przerwy bombarduje nas wróg granatami i bez końca słychać strzały karabinów maszynowych. Stale grzmi w powietrzu, ogłusza prawie. Mimo wszystkich niebezpieczeństw Żydzi biegną przez ulicę, ratować nagie życie. Wszystko jest ogarnięte przez ogień.”

Te słowa przenoszą nas do bunkra przy ulicy Miłej 32. Nie wiadomo, kto je spisał. Dzięki końcówkom fleksyjnym, więc dzięki bogactwu gramatyki języka polskiego – wiemy, że była to kobieta – a może jednak dziewczyna?

Kimkolwiek była, pozostał po niej fragment dziennika obejmujący okres od dwudziestego czwartego kwietnia 1943 – czwartego, piątego dnia powstania w getcie warszawskim, ale w dzienniku znajduje się adnotacja, ze to dzień szósty – szósty od czego? Może od początku jej ukrawania się w schronie? Tego nie wiemy.

Ostatnia data zanotowana w jej dzienniku to drugi maja. Po tej dacie pojawiają się wpisy, ale trudno je wydatować, jej chronologia się urywa tak, jak porządek świata, chociaż jej słowa świadczą o tym, że życie wciąż trwa.  

„Wszystko, wszystko stoi w płomieniach. Każdy szuka ratunku. Każdy chce ocalić swe życie. Przez dym duszą się ludzie. Wszyscy wołają o pomoc. Wielu ,prawie wszyscy, wzywają Boga: Boże, pokaz Swoją siłę, ulituj się nad nami. Jak sfinks milczy Bóg i nie odpowiada".

Ten bunkier przy Miłej, w którym ukrywała się anonimowa autorka, był bardzo porządnie i profesjonalnie zaprojektowany. Jego budowanie trwało prawie 6 tygodni. Był czas na wszystko. Był czas, by przebudować piwnice, by zamaskować wejście, by przygotować prowiant. Anonimowa autorka znalazła czas by naszkicować rysunek, który jest naszym przewodnikiem po tym wnętrzu. Dzięki temu wiemy, gdzie były prycze do leżenia. Prycze? Ona sama mówiła czasem, że to koje. Czasem właściwie sama nie wiedziała, jak ma nazwać to miejsce, gdzie można było leżeć, gdzie można było wypoczywać, gdzie można było spać. Dzięki temu rysunkowi wiemy też, gdzie była studnia, gdzie była toaleta i gdzie były elektryczne kuchnie. No właśnie, kuchnie. Kuchnie, żeby móc ugotować zgromadzone produkty, które można było długo przechowywać i takie, które zabierały mało miejsca. No ale to wszystko, co zgromadzono, tak naprawdę wymagało gotowania.

I była w bunkrze normalność. Przynajmniej te pierwsze dni opisane w jej relacji, czyli początek powstania w getcie. Choć na normalność, to było życie na opak. Dni spędzano na leżeniu w ciszy, by żadnym odgłosem nie zdradzić istnienia bunkra patrolom przeczesującym teren getta. Były też noce spędzane na krzątaniu się gotowaniu, dbaniu o higienę i pisaniu dziennika, odważnych wycieczkach poza schron. Dla niej, dla naszej autorki, na trzymaniu straży i patrzeniu, co dzieje się w okolicy.

Porządek normalności się załamuje, bo przecież nad bunkrem szaleje ogień. Zresztą sami ukrywający się postanowili podłożyć ogień pod bezpośredni rejon wejścia do bunkra, aby odstraszyć patrole. Autorka notuje, że powietrze staje duszne i ciężko było im oddychać lub spać. Zapasy jedzenia okazały się niewystarczające, bo do schronu przyjęto 45 osób. Stało się to 26 kwietnia i to byli pogorzelcy. To byli ludzie, których schron został odkryty lub spalony. Oni szukali nowego miejsca, żeby się schronić, ale nie mieli swojego prowiantu.  

Autorka notuje też, że do bunkra w pewnym momencie przestaje dochodzić woda z wodociągu i ludzie zaczynają chorować, bo piją wodę ze studni. Owszem, studnia była i była w niej woda, ale to była woda niefiltrowana i nieoczyszczona. Trzeba było ją długo gotować. Notuje też, że do bunkra przestał dochodzić prąd i okazało się wtedy, że nie grzeją kuchnie. Zaczęto dyskutować, co zrobić. Na szybko wybudować jakąś inna kuchnię?  No ale wtedy trzeba zamaskować komin, bo przecież dym i zapach jedzenia będą zdradzać ich położenie.
Jednocześnie kończyło się jedzenie, które można było zjeść na zimno. Cebuli prawie już nie ma – pisze autorka. Wtedy głodu zaznali wszyscy. W końcu zdecydowano się, że jednak nową kuchnię da się wybudować i da się ten komin jakoś zamaskować. Wtedy autorka zauważa, że ludzie się zmienili. Zmieniło się też ich nastawienie. Na pytania otrzymuje się wstrętne i ordynarne odpowiedzi, pisze. Ludzie przestali być uprzejmi jak na początku ukrywania się.

„Wygląda, jak gdyby był już koniec świata. Ratujcie się, kto może. Jest okropnie. Wszystko chce się ratować – kolosalna walka. Piekło wstąpiło na ziemię. Dantejskie inferno – nie do uwierzenia i nie do opisania”

Kim była ta osoba, która zdecydowała się opisywać rzeczywistość nie do uwierzenia? Wiemy, że miała brata ukrywającego się w innym schronie. Ten schron nawet nie był daleko, bo na drugim podwórzu tego samego domu, ale jednak nasza autorka nie zdecydowała się go odwiedzić, bo się bała. Znamy też nazwiska innych ludzi, z którymi się ukrywała. Nie wszystkich, tylko niektóre. O niej samej powiedzieć coś nam jest dzisiaj bardzo trudno. Zostały tylko jej słowa. Słowa, które mówią za nią wtedy, kiedy ktoś je czyta lub kiedy je opowiada. Rękopis, który państwu dziś czytam, nie został zapisany jej ręką.

Relacja aminowej autorki zachowała się na dziesięciu stronach rękopisu gęsto spisanego piórem – ale w tekście jest mowa o ołówku! Dukt pisma wyraźny, niepośpieszny – przynajmniej na początku, a litery są okrągłe. Mówi się, że tak piszą kobiety, że właśnie tak stawiają litery. Może tę relację spisywała, kopiowała jakaś inna kobieta, znowu anonimowa? Wydaje się, że kopiująca pracowała we względnym komforcie, ale litery z czasem się jednak ścieśniają – czy to zmęczenie piszącej, a może oszczędność papieru. Może spokój, który ją otaczał był złudny?

Historia tego rękopisu jest owiana tajemnicą. Dziś przechowywany jest w archiwum Muzeum Bojowników Getta w Izraelu. Jest częścią kolekcji zebranej przez Adolfa Bermana i Basię Tomkin – Berman poza murami getta. Wiemy, że zbierali oni relacje i dzienniki, by uzupełnić archiwum getta warszawskiego o relacje osób, które się ukrywały. Udało im się wiele takich relacji zebrać i na szybko, jeszcze w czasie okupacji, a więc w konspiracji, prosili o ich kopiowanie. Chodziło o to, by zwiększyć szanse przetrwania samych relacji. I tak się stało w przypadku słów anonimowej kobiety z bunkra przy ulicy Miłej. Jej relacja jest, istnieje, choć zaginął jej rękopis.

„W fantazji mojej wydaje mi się przez chwilę, że schron nasz jest tonącą łodzią. Jesteśmy odcięci od całego świata, bezsilni i liczący tylko na własne siły. O ratunku nie ma żadnej mowy. Z niezwykłym wysiłkiem przedłużamy nasze istnienie. Życie jest obecnie bardzo zagrożone a poziom życia szalenie niski. Ludzie wpół nadzy, źle odziani biegają melancholijnie po kamiennej posadzce, nie potrafią żyć. Nie potrafią również umrzeć.”

 

Poznaj inne historie z cyklu "Bez cienia":

Drukuj
Przypisy
  • [1.1] Rękopis dziennika znajduje się w Archiwum GFH, sygn. 6045. Brak potwierdzenia, czy jest to rękopis sporządzony przez samą autorkę czy odpis wykonany w czasie wojny przez współpracowników A. i B. Bermanów, zob. Havi Dreifuss, “Hell has Come to Earth”. An Anonymous Woman’s Diary from the Warsaw Ghetto Uprising, Yad Vashem Studies 2008, vol. 36:2