22 kwietnia 2023 r. w sześciu lokalizacjach na Muranowie stanęły instalacje symbolicznie znakujące miejsce ukrywania się ludności cywilnej podczas powstania w getcie warszawskim w 1943 roku. W ten sposób Muzeum POLIN wraz z SENNA kolektyw chce przywrócić miejskiej rzeczywistości pamięć o tych miejscach. Tym samym przypominamy także o cywilach – najliczniejszej grupie biorącej udział w powstaniu 1943 roku. Wybraliśmy 6 postaci, które są równocześnie bohaterami i bohaterkami wystawy czasowej „Wokół nas morze ognia”.

Читайте цю історію українською мовою: Без тіні. Криївки євреїв у Варшавському гетто: Збірний герой

„Wokół nas morze ognia” – te słowa powracają w świadectwach Żydów i Żydówek, którzy przebywali w getcie warszawskim podczas powstania.

Przy Świętojerskiej 38 stała duża kamienica – z oficyną, podwórzem, połączona z sąsiednim budynkiem pod numerem 36 oraz budynkami przy ulicy Wałowej 2, 2a i 4. Dzięki temu była to bardzo dobra kryjówka, umożliwiająca wiele dróg ucieczki i ukrycia się w kolejnych podwórkach, na dachach, w labiryntach piwnic. W jej podziemiach wybudowano wiele schronów. Każdy z nich był przeludniony. Panował w nich zaduch, a dni upływały na nasłuchiwaniu i trwaniu w ciszy. Jeden z nich nazywany był „ogólnym” i wiemy, że przebywało w nim ponad 120 osób.

Większość bunkrów została odkryta, a ludzie, którzy tu przebywali stracili życie. Niemcy stopniowo coraz lepiej orientowali się, że ukrywa się tu wiele osób, więc każdego dnia bardzo skrupulatnie przeczesywali teren podwórzy i kamienic. Z relacji Leona Najberga wiemy, że z jednego bunkra przy Świętojerskiej 38 zdołał uciec rabin, podczas gdy jego współtowarzysze zostali wyprowadzeni na Umschlagplatz. Pod tym adresem był również bunkier inżyniera Cederbauma, w którym ukrywał się Baruch Goldman.

Kamienica przy Świętojerskiej 38 leżała na terenie szopu szczotkarzy – bardzo znaczącego miejsca w czasie powstania, gdzie odbyło się wiele krwawych walk. Z tego terenu wydostali się nieliczni.

Ludzie, którzy ukrywali się przy ul. Świętojerskiej 38 i dziesiątkach innych miejsc nie należeli do zbrojnego podziemia, nie byli bojowcami konspiracyjnych Żydowskiej Organizacji Bojowej czy Żydowskiego Związku Wojskowego. Sprzeciwili się Niemcom i narzuconemu przez nich systemowi deportacji i mordowania bezbronnych. Zamiast stawić się do transportu, ukrywali się. Ich cichy opór był nie mniej ważny niż ten z bronią w ręku.

Do końca starali się być nieuchwytni w labiryncie bunkrów, podziemnych tuneli, kanałów i przejść między kamienicami. Stłoczeni w ciemności i bez powietrza, w strachu i rozpaczy walczyli o kolejny dzień, każdą godzinę i minutę przetrwania, zaczerpnięcia oddechu, bycia z najbliższymi. Towarzyszyło im poczucie zbliżającej się śmierci, opuszczenia przez świat, żal z powodu utraty życia.

Transkrypcja pliku audio

„Panna Andzia ma wychodne”, „Jadziem Panie Zielonka” - to przedwojenne szlagiery, piosenki, które nuciła nie tylko Warszawa. To tytuły, które zostały z nami do dziś, choć pewnie niewiele osób wie, kto je stworzył, wymyślił i jaka historia wiązała się z ich twórcą. Ich autorem był Władysław Szlengel i choć był Żydem, to tworzył w języku polskim. Inspirowało go środowisko, w którym dorastał, napotkani ludzie, ale przede wszystkim Warszawa, którą kochał i do której wracał w swojej twórczości. 

Beztroskie i zabawne piosenki to tylko jeden z wymiarów jego twórczości. Był też znany jako kronikarz getta warszawskiego. W momencie wybuchu wojny miał 27 lub 29 lat - nie jest znana dokładna data jego urodzin.  Tuż po wybuchu wojny wyjechał na wschód do Białegostoku, ale w 41 roku wrócił do swojej ukochanej Warszawy, do kamienicy przy ulicy Waliców 14. Budynek, jako jeden z nielicznych, tych przedwojennych, wciąż stoi.  

Mieszkał tam aż do 42 roku, czyli do Wielkiej Akcji Likwidacyjnej - wywózek ludności żydowskiej z getta warszawskiego na wschód. Dokąd jechali? Nikt im nie mówił. Niemcy pozwolili im jedynie, zabrać ze sobą do 15 kilogramów bagażu, jedzenie na 3 dni, jakieś pieniądze, kosztowności. Niektórzy myśleli: kto pozwalając nam zabrać aż tyle wysyłałby nas na śmierć? Pewnie czeka tam na nas jakaś praca, przyszłość. 

Inni domyślali się, że za tymi wywózkami czai się jakieś niebezpieczeństwo, jest to jakiś koniec. Dość szybko zaczęły docierać informacje, dokąd te wywózki prowadzą. Dowiedział się o nich także Władysław Szlengel, który napisał wiersz zatytułowany:

 

Mała stacja Treblinki

Na szlaku Tłuszcz — Warszawa,

z dworca Warschau — Ost

wyjeżdża się szynami

i jedzie się wprost…

 

I podróż trwa czasami

pięć godzin i trzy ćwierci,

a czasami trwa ta jazda

całe życie aż do śmierci… 

A stacja jest maleńka

 

i rosną trzy choinki,

i napis jest zwyczajny:

tu stacja Treblinki.

I nie ma nawet kasy

ani bagażowego,

 

za milion nie dostaniesz

biletu powrotnego…

Nie czeka nikt na stacji

i nikt nie macha chustką,

i cisza tylko wisi,

 

i wita głuchą pustką.

I milczy słup stacyjny,

i milczą trzy choinki,

i milczy czarny napis,

że… stacja Treblinki.

 

I tylko wisi z dawna

(reklama w każdym razie)

zniszczony stary napis:

„Gotujcie na gazie”.

 

Nie wszyscy mieszkańcy z getta wyjechali. Część mogła zostać legalnie, otrzymali tzw. numerki życia. Byli to ci, którzy mogli pracować w warsztatach i fabryczkach powstałych na terenie getta - gdzie produkowano przedmioty dla armii niemieckiej. Wśród tej grupy znalazł się Szlengel. Został przydzielony do warsztatu tutaj na przeciwko - do szopu szczotkarzy. Niedaleko stąd przebiegał mur oddzielający park Krasińskich od getta. Tam była strona aryjska, a tutaj żydowska. Dwa różne światy, o których Szlengel pisał tak:

 

Okno na tamtą stronę

Mam okno na tamtą stronę,

bezczelne żydowskie okno

na piękny park Krasińskiego,

gdzie liście jesienne mokną…

 

Pod wieczór szaroliliowy

składają gałęzie pokłon

i patrzą się drzewa aryjskie

w to moje żydowskie okno… 

 

A mnie w oknie stanąć nie wolno

(bardzo to słuszny przepis),

żydowskie robaki… krety…

powinni i muszą być ślepi. 

Niech siedzą w barłogach, norach

w robotę z utkwionym okiem

 

i wara im od patrzenia

i od żydowskich okien…

 

A ja… kiedy noc zapada…

by wszystko wyrównać i zatrzeć,

dopadam do okna w ciemności

 

i patrzę… żarłocznie patrzę…

i kradnę zgaszoną Warszawę

 

W szopie każdy pracuje tak samo ciężko. Są tu artyści, nauczyciele, lekarze, ludzie których całe rodziny zginęły, mężowie bez żon, żony bez mężów, rodzice bez dzieci, dzieci bez rodziców. Ale byli też tak zwani beznumerkowcy, ludzie, którzy zostali nielegalnie, w ukryciu.

Gdy nadszedł 1943 rok, styczeń, Niemcy znów wchodzą do getta, znów rozpoczynają wywózki. Okazuje się, że numerki nie ratują już życia, nie dają już nadziei. Szlengel w tamtym czasie ukrywa wraz z innymi. Nie przestał tworzyć. Organizował wieczorki literackie, gdzie czytał  swoje utwory. Utwory, które miały dodać otuchy, ale także zachować pamięć o mieszkańcach getta.  

W jednym z zachowanych tekstów z tamtego czasu Szlengel pisał tak:

Wszystkimi nerwami czuję się duszony coraz mniej dawkowanym powietrzem w łodzi, która nieodwołalnie idzie na dno. Różnica jest minimalna: jestem w tej łodzi nie niesiony gestem bohaterstwa, ale wtrącony bez woli, winy czy wyższej racji. Ale jestem w tej łodzi i czuję się jeśli nie kapitanem, to w każdym razie kronikarzem tonących. Nie chcę zostawiać tylko cyfr dla statystyki, chcę przyszłą historię wzbogacić (złe słowo) w przyczynki, dokumenty i ilustracje. Na ścianie mojej łodzi piszę wiersze-dokumenty, towarzyszom mego grobowca czytałem elaboraty poety, poety anno domini 1943, szukającego natchnienia w ponurej kronice swoich dni. Te wiersze miałem kiedyś czytać ludziom, którzy wierzyli w przetrwanie, miałem razem z nimi przeglądać ten tomik jako pamiętnik szczęśliwie przebytego koszmarnego okresu, wspomnienia z dna piekła — towarzysze mojej wędrówki odeszli, a wiersze stały się w przeciągu jednej godziny wierszami, które czytałem umarłym.

Ci, którzy byli na terenie getta, chcąc ratować swoje życie, ukrywali się pod ziemią, w schronach. Jeden z takich schronów był też tutaj, przy ulicy Świętojerskiej 36, był to schron Szymka Kaca. W tym schronie przebywał miedzy innymi Leon Najberg - siedemnastoletni młody chłopak, który spisał swoją relację. Był tu też Władysław Szlengel. Czego brakowało w schronie najbardziej? Powietrza, światła, przestrzeni. Schrony były przepełnione. Ludzie w ciągłym napięciu, nasłuchiwali, co dzieje się na ziemią. Czy ktoś już odkrył ich kryjówkę? Czy uda im się przeżyć jeszcze kilka godzin, a może dni? A może dotrwają do końca i wyjdą cali?  

W schronie Szymka Kaca było około 130 osób, w tym 30 dzieci. Chcąc zachować namiastkę normalności dzieci wymyśliły zabawę w łapanie powietrza. Najberg pisał, że małe bobasy: Jureczek Mosenkis, Baśka Kusko, Leoś Zemsz, stawały przy rurze, która doprowadzała powietrze do schronu i przy każdym silniejszym podmuchu otwierały szeroko usta udając, że piją szampana. Jedno dziecko ustępowało drugiemu. Leoś mówił, że jak Baśka nałapie się dużo powietrza, to nie będzie w nocy płakać i Niemcy ich nie znajdą. 

Stało się jednak inaczej. 8 maja w sobotę schronieni tu ludzie usłyszeli głosy dochodzące z góry i dźwięk maszyn - to Niemcy dowiedzieli się o kryjówce i zaczęli wiercić. Przez dziurę wrzucili gaz łzawiący. Schronieni tu ludzie, między innymi rodzina Prywesów, Foerster, Mosenkis, Kusko, Rozenberg, Wajnfeld, także Władysław Szlengel wraz ze swoją żoną musieli wyjść na zewnątrz. Schron został wysadzony w powietrze.  

Najbergowi udało się, jako jednemu z nielicznych, uciec i tak pisał: I znów jedno skupisko żydowskie wygasło.

Nie wiedział Szlengel, że po raz ostatni opisuje dzieje bohaterskich bojowników oraz dzieje schronów. Leon Najberg przeżył wojnę, w 1949 roku wyjechał do Izraela, gdzie zmarł w 2009 roku. Władysław Szlengel został rozstrzelany w ruinach getta 8 maja 1943 roku. 

 

Dwie śmierci

Wasza śmierć i nasza śmierć

to dwie inne śmierci.

Wasza śmierć — to mocna śmierć,

szarpiąca na ćwierci.

 

Wasza śmierć śród szarych pól

od krwi i potu żyznych.

Wasza śmierć — to śmierć od kul

dla czegoś — … dla Ojczyzny. 

Nasza śmierć — to głupia śmierć,

 

na strychu lub w piwnicy,

nasza śmierć przychodzi psia

zza węgła ulicy.

Waszą śmierć odznaczy krzyż,

komunikat ją wymienia,

 

nasza śmierć — hurtowy skład,

zakopią — do widzenia.

Wasza śmierć — wy twarzą w twarz

witacie się w pół drogi,

nasza śmierć — to skryta śmierć

 

kopana w masce trwogi.

Wasza śmierć — zwyczajna śmierć,

człowiecza i nietrudna,

nasza śmierć — śmietnicza śmierć,

żydowska i — paskudna.

 

Nasza śmierć jest waszej śmierci

daleką biedną krewną.

Gdy spotka wasza — naszą śmierć,

nie wita jej na pewno. 

I w czarną noc przez smugi mgieł

 

nad miastem — w mroków piekle,

dwie śmierci przeklinają się,

złorzecząc sobie wściekle.

Na murku — patrząc w strony dwie,

podgląda kłótnie skrycie

 

to samo chciwe, sprytne, złe

i jednakowe Życie

 

Poznaj inne historie z cyklu „Bez cienia”:

Drukuj