Antysemityzm

Antysemityzm – określenie „antysemicki” pojawiło się 2.09.1879 r. w „Allgemeine Zeitung des Deutschen Judentums” w zapowiedzi nowego, „antysemickiego” tygodnika. Fakt ten zaskoczył zainteresowane środowiska, gdyż jego wydawca, znany publicysta Wilhelm Marr (którego praca Der Sieg des Judentums über Gemanentums miała między 1874 a 1897 aż 12 wydań), do tego czasu używał konsekwentnie przymiotnika „antyżydowski”. Nowy termin spodobał się wrogo nastawionym do Żydów, zwalczającym liberalizm kręgom berlińskiej inteligencji. Jeszcze w tym samym miesiącu pojawiły się w prasie inseraty o zakładaniu „ligi antysemickiej”. W 1884 r. w Zurychu ukazała się pierwsza większa praca wykorzystująca ten termin – Die antisemitische Bewegung in Deutschland. We Francji w 1883 r. założono pisemko „L’antisémitique”, a trzy lata później Eduard Drumont obwieścił swój zamiar powołania Alliance Antisémitique Universelle.

Przymiotnik „antysemicki” jest transformacją stworzonego w końcu XVIII w. przez Johanna Gottfrieda Einchorna terminu „semicki”; określono nim plemiona semickie, które przechowały „język semicki”. W pierwszej połowie następnego stulecia termin na tyle się rozpowszechnił, iż np. Ernest Renan określał tym mianem pewną grupę ludów o wspólnym typie kultury i charakterze, wyrażającym się w podobnych uzdolnieniach i osiągnięciach. Artur Gobineau i Eugen Duehring z grupą językową powiązali koncepcję rasy – jednostki podziału już nie przeciwstawnych sobie języków, lecz ludów przekazujących przez pokolenia nabyte u zarania dziejów cechy fizyczne i psychiczne, talenty i uzdolnienia.

Semitom mówiącym językami semickimi przeciwstawiono zamieszkujących głównie Europę Indoeuropejczyków, zwanych też Indogermanami bądź aryjczykami. Jako jedyna z wyróżnionych ras zostali oni pozytywnie ocenieni za uzdolnienia i wrodzoną moralność, wykorzystywane w służbie cywilizowania świata. Ich wielkim osiągnięciom mieli jednak ciągle zagrażać podobno amoralni materialiści – Semici, czyli przede wszystkim żyjący w diasporze Żydzi. Termin „semicki” wypierał starsze i powszechnie używane określenie „żydowski”, gdyż kojarzył się nie z religią, lecz z nauką, przedkładał jedność psychofizyczną i kulturową, głębszą i niemożliwą do przezwyciężenia, nad historyczną tradycję narodową i religijną. Odpowiadał też najnowszemu wyzwaniu nauki – darwinizmowi biologicznemu, skoncentrowanemu na selekcji gatunków i prawie doboru naturalnego.

W praktyce wrodzy Żydom niektórzy Europejczycy, pisząc o Semitach, analizowali cechy pewnego ludu mieszkającego w rozproszeniu głównie w Europie, nieakceptowane i niedające się, ich zdaniem, w żaden sposób usunąć, umożliwiające „pasożytowanie” na innych ludach i przez to utrudniające współżycie społeczne. Z przedrostkiem „anty-” termin ten określał ludzi zdecydowanie wrogo nastawionych do Żydów, odkrywających żydowskie „zagrożenie” dla świata i czynnie temu się przeciwstawiających.

Jądro XIX-wiecznej ideologii antysemickiej stanowi negatywny stereotyp grupowy Żydów. Ten zespół wierzeń i przekonań napędzał wszystkie ruchy antysemickie. Ów nowoczesny (ideologiczny) antysemityzm koncentrował się na ciągłym demaskowaniu domniemanych skrytych działań Żydów, usiłujących coraz silniej kontrolować i wykorzystywać materialnie społeczności, wśród których żyli. Łączyło się to ze swoistą modą (zwłaszcza charakterystyczną dla niektórych autorów popularnych powieści) na tropienie różnorodnych spisków (zarówno masońskich, jak i jezuickich). Nie znaczy to jednak, iż zanikła wrogość tradycyjnego typu, odzwierciedlająca niechęć chrześcijan do rywala religijnego. Wręcz przeciwnie – deklarowana niższość moralna Żydów miała się najmocniej uwidaczniać w ich religijności.

W ten sposób antysemityzm nawiązywał do antyjudaizmu i łączył się nierozerwalnie z chrześcijaństwem. Mimo iż ochraniani przez możnych, także biskupów i papieży z powodu talentów zawodowych, Żydzi byli obwiniani w przeszłości za wszelkie kataklizmy, tj. zarazy (np. czarną śmierć w 1348 r.), nieurodzaje, czy nawet klęskę wypraw krzyżowych do Palestyny, a później zagrożenie tureckie. Przypisywano im mordercze skłonności, jakoby związane z ich rytuałami (pierwsze oskarżenie o „mord rytualny” przypada na 1144 r. w Anglii, z licznych oskarżeń o kradzież hostii najbardziej znane z 1453 r. związane jest z Janem Kapistranem, zatruwanie studni – Francja 1319), skodyfikowanymi jakoby w Talmudzie (po dyspucie spalono w 1242 r. w Paryżu wiele egzemplarzy). Z tych powodów zostali Żydzi w ciągu XV i XVI stulecia wygnani z większości państw zachodnioeuropejskich.

Odmiennie potoczyły się losy Żydów w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Okresy tolerancji przeplatały się z latami wzmożonej niechęci, wytaczano im procesy o tzw. bezczeszczenie hostii (np. Sochaczew 1556) i „mord rytualny” (np. Punia 1574), publikowano obraźliwe pamflety (m.in. Przesław Mojecki, Sebastian Miczyński), zawsze też jako pierwsi padali ofiarą wojen i tumultów (powstanie kozackie Chmielnickiego z 1648 r.). Przeżyli jednak wszystkie te kataklizmy, ich liczba nawet wzrosła, a od XVII stulecia stanowili de facto odrębny, czwarty stan społeczny. Jako jedyna „klasa ruchoma” w statycznej drabinie hierarchii społecznej Żydzi koncentrowali na sobie uwagę, a często i gniew wszystkich niezadowolonych, opieka możnych zaś była bardzo kosztowna. Nie byli też szanowani zarówno z powodu odmienności religijnej, jak i ciągłego kontaktu z finansami i handlem, zawodami podejrzanymi dla tradycyjnej moralności rolników chrześcijan, często utożsamianymi z lichwą i oszustwem.

Mimo poważnej roli, jaką odgrywali w gospodarce Rzeczypospolitej szlacheckiej, Żydzi jako grupa społeczna nie budzili aż do epoki oświecenia specjalnego zainteresowania środowisk opiniotwórczych. Żydów dostrzegli dopiero działacze polityczni zaangażowani w projektowanie reformy państwa w dobie Sejmu Czteroletniego. Ich ocena nie była pozytywna. Jak zanotował poseł piński Mateusz Butrymowicz w swojej broszurze wydanej w 1789 r. Sposób uformowania Żydów polskich w pożytecznych krajowi obywatelów: „lud żydowski [...] oddzielnym w kraju czyni się narodem”, pozostając „pod samowładnym kahałów swoich rządem” i „trzymając się [...] dawnych swoich co do ubioru i sposobu życia nałogów [...] pożytecznym krajowi być nie może, owszem nieznośnym dla niego staje się ciężarem”.

Przekonanie o całkowitej obcości Żydów prowadziło do pozornie logicznej konkluzji, że należy wszelkimi możliwymi sposobami przymusić ich do asymilacji kulturowej, a następnie spolonizować i dopiero tak odmienionych będzie można przyjąć do wspólnoty narodowej. Zakładano, że przyznanie praw politycznych polskim Żydom – proces ten zakończył się we wszystkich zaborach w latach 60. XIX w. – przyśpieszy ich asymilację. Jednak poddała się jej z ochotą jedynie część elit, większość Żydów oparła się przemianom, które godziły w tradycyjną strukturę społeczną. Ponadto przynależność do gminy żydowskiej zapewniała w tych niepewnych czasach minimum bezpieczeństwa socjalnego, a jej struktury strzegły religijnego tradycjonalizmu. Miało to szczególne znaczenie w gminach, w których przeważali chasydzi.

Polski antysemityzm był ideologią części społeczeństwa, nienadążającego za tempem przemian modernizacyjnych; wyrażał jej lęki, niepokoje, a także niechęć do licznej, zróżnicowanej majątkowo i kulturowo, rozproszonej na sporym terytorium społeczności żydowskiej; oddawał całkowite niezrozumienie owego bliskiego „innego”. Powszechny w łagodnej formie codziennej ksenofobii, zazdrości o konkretne sukcesy, niekiedy przybierał patologiczny charakter zawiści, nieakceptacji, zaniżonej oceny, odrzucenia i gwałtu. Antyjudaizm stał się w tych warunkach komponentem ideologii antysemickiej, legitymując się najstarszą metryką. Utrwalały ją potoczna, powierzchowna obserwacja oraz stereotypowy wykład duchownych, wywodzący się ze średniowiecznej filozofii scholastycznej.

Dla Polaków religia żydowska była równie mroczna i tajemnicza, jak tajemniczy byli jej najbardziej wyróżniający się wyznawcy – chasydzi. Praktykowane w tych środowiskach formy kultu wszyscy polscy publicyści – pozytywiści, konserwatyści czy antysemici – oceniali jako bardzo archaiczne. Niemniej, gdy dla pozytywistów był to jedynie balast opóźniający postępy przemian, dla konserwatywnych klerykałów żydowskie przepisy religijne stanowiły istotę i źródło niedającej się przezwyciężyć odrębności. Z nich miały czerpać swą siłę zarzucana Żydom „plemienna solidarność”, ekskluzywizm, wrogość wobec całego nieżydowskiego świata, szczególnie chrześcijaństwa, dopuszczająca nawet najohydniejsze występki na tzw. tle rytualnym.

W imaginacjach na ten temat celowali publicyści związani z warszawską „Rolą”, Jan Jeleński, Franciszek Lutrzykowski (ps. Bolesław Szczerbiec) i K. Kułakowski (ps. Zenon Kościesza), oraz niektórzy duchowni, m.in. krakowianie – kaznodzieja z parafii św. Anny Mateusz Jeż (autor Tajemnic żydowskich, Kraków 1898) i jezuita filozof Marian Morawski (twórca doktryny asemityzmu), warszawianin Ignacy Kłopotowski (redaktor pisma „Polak-Kato-lik”), a w niepodległej Polsce m.in. tacy księża jak Jan Gnatowski (redaktor warszawskiego „Przeglądu Katolickiego” i „Wiary”), J. Kruszyński, Czesław Oraczewski (czynny w antysemickim stowarzyszeniu Rozwój, początek lat 20.), J. Władziński i Stanisław Trzeciak (od 1928 r. rektor warszawskiego kościoła św. Jacka, znany z propagowania falsyfikatu, zwanego Protokoły Mędrców Syjonu).

Żydowska tradycja religijna skodyfikowana w Talmudzie miała, zdaniem antysemitów, ukształtować także licznych w drugiej połowie XIX w. tzw. Żydów bezwyznaniowych. Ich świeckość i postępowość uznano jedynie za grę pozorów, maskę skrywającą całkowity brak moralności, dbanie o dobra materialne, za nadzieję, iż poprzez szerzenie zwątpienia w sens wiary łatwiej zdobędą upragnione panowanie nad światem. Kułakowski pisał o nich m.in. (Czem są Żydzi i dokąd zmierzają?, Warszawa 1909): „Bo ci Żydzi nigdy nie przyjmują polskich ideałów, ale przeciwnie narzucają im swoje żydowskie”.

W procesach industrializacyjnych drugiej połowy XIX w. żydowscy przedsiębiorcy odegrali niewątpliwie dużą rolę. Niemniej sukcesy, zwłaszcza materialne, wzbudzały zazdrość, a nie podziw. Odmawiano im do nich prawa, a majątek uznawano za zdobyty bezprawnie, dzięki lichwie i kombinacjom, wydarty polskiej szlachcie i polskim chłopom. Konserwatysta Konstanty Wzdulski pisał (Żydzi polscy w świetle prawdy, Warszawa 1887): „Pokazało się bowiem bardzo prędko, że Żydzi polscy w równouprawnieniu swoim z innymi Polakami dostrzegli jedną wyłącznie rzecz tylko, że w owej pamiętnej dla nich chwili otworzyło się przed nimi pole wyzysku, na które też rzucili się z całą siłą i na którym z największą energią pracować zaczęli. Tym polem była większa własność ziemska”. Jeleński dodawał (Żydzi na wsi, Warszawa 1880): „Żyd-szynkarz to najdzielniejszy środek demoralizacji włościanina, który nie jest w stanie ani pojąć, ani przeniknąć wszystkich sposobów i pułapek, jakie spekulant nań zastawia”.

Wielu Polaków, którym liberalizm i kapitalizm nie przyniosły poprawy bytu, zadawało sobie podobne pytania – dlaczego to oni się bogacą, a nie my, czy czasem nie dzieje się to naszym kosztem? Analizy pozytywistów, głównie Aleksandra Świętochowskiego i Elizy Orzeszkowej, dowodzące, że działalność gospodarcza żydowskich przedsiębiorców jest globalnie dla Polaków korzystna – nowe wzorce, nowe miejsca pracy, tańsze produkty – przekonały niewielu. Dla większości idealnym wzorcem pozostawał postfeudalny korporacjonizm, łudzący większym socjalnym bezpieczeństwem, związanym z niby powszechnym moralnym sposobem życia, wynikającym ze wspólnej wiary.

Niechętni Żydom obserwatorzy życia publicznego dostrzegali, że awansowi ekonomicznemu nie towarzyszy zmniejszanie się odrębności kulturowej większości społeczności żydowskich. Inne język, strój, obyczaj, osobna organizacja religijna i społeczna, pozorna spójność i solidarność oraz cała gama specyficznych zachowań, często wynikających ze zbyt szybkiego wzbogacenia się, bulwersowały polską opinię publiczną. Sugestywnie opisywali to m.in. Bolesław Prus i Klemens Szaniawski. Formacja asymilatorska miała zbliżyć wszystkich Żydów do Polaków, tak się jednak nie stało. Pierwsze pokolenia tzw. cywilizowanych Żydów składały się głównie z przedstawicieli burżuazji i wolnych zawodów. Jedni i drudzy włączyli się aktywnie w polskie życie gospodarcze i społeczne. Ich potomkowie – lekarze, adwokaci i dziennikarze – wtopili się w polską społeczność, najczęściej zmieniając też wyznanie. Następne pokolenie (lata 80. XIX w., wykształcone w polskich szkołach) nie miało już tak dużych możliwości awansu, ich dążenia bowiem kolidowały z podobnym nastawieniem polskiej młodzieży, głównie z rodzin szlacheckich, aspirującej do zawodów inteligenckich.

Znaczna część Polaków niezmiernie szybko utożsamiła Żydów z liberalizmem (pewną rolę odegrały tu wzorce niemieckie i francuskie), niektórzy wręcz sam liberalizm uznali za ich wymysł, im jedynie służący. Wszyscy zawiedzeni, czy wręcz pokrzywdzeni w trakcie przemian, chętnie obarczali Żydów winą za swoje nieszczęścia. Jedyną szansę powrotu do dawnych dobrych czasów czy stworzenia nowego, korzystnego dla siebie ładu widzieli w odsunięciu ich na margines życia gospodarczego i społecznego. Sformułowaną przez pozytywistów warszawskich koncepcję pracy u podstaw nad przebudową polskiego społeczeństwa odnajdujemy w wynaturzonej prawicowo-radykalnej postaci w pracach środowiska skupionego wokół założonego w 1883 r. przez Jeleńskiego warszawskiego tygodnika „Rola”.

Program społeczny tego ugrupowania nie był skomplikowany: społeczeństwo dzielić się miało na klasy pozytywne, do których zaliczono polskich chłopów, mieszczan, ziemian, oraz negatywne – kapitalistów i mieszczan pochodzenia niemieckiego i żydowskiego. Taką stratyfikację miał potwierdzać podział religijny: klasy pozytywne były wyznania katolickiego. Ich grupowy interes, tj. unarodowienie (spolszczenie) przemysłu i handlu, zdaniem „rolarzy” był interesem kraju. W dalszej kolejności miała się spolszczyć „postępowa inteligencja”, w której jak na razie zbyt wielu było obcych.

Narastające poczucie wzajemnej obcości zaowocowało pod koniec XIX w. szeroką gamą postaw antysemickich, od asemityzmu ks. Mariana Morawskiego po publicystykę warszawskiej „Roli”. W centrum mieściła się zarówno arystokratyczno-szlachecka niechęć do Żydów krakowskiego „Czasu”, lwowskiej „Gazety Narodowej”, warszawskiej „Niwy” i petersburskiego „Kraju”, chłopska zazdrość zwolenników ks. Stojałowskiego i Związku Chłopskiego Potoczków, antyliberalne nastawienie warszawskiego „Głosu”. Niekiedy także ton wypowiedzi lewicowców spod znaku Polskiej Partii Socjalistycznej i Polskiej Partii Socjalno-Demokratycznej na temat Żydów zbliżał się do opinii wypowiadanych przez przedstawicieli wyżej wymienionych środowisk. Oczywiście każda z grup nieco inaczej postrzegała „obcość” Żydów, wspólne było jednak to, iż zawsze pewne „cechy żydowskie” utrudniały wewnątrzpolskie porozumienie, wspólną pracę dla dobra nadrzędnego.

Ideologizacja wrogiej, czy choćby niechętnej, postawy wobec Żydów, czy też arbitralne wyróżnienie wspólnych im cech, przebiegała równolegle do upolitycznienia polskiego życia społecznego. Środowiska opiniotwórcze przekształcające się w partie polityczne tworzyły własne wizerunki Żyda i posługiwały się nimi w grze politycznej. Układ sił na polskiej scenie politycznej miał zdecydować, czy przeważą negatywne oceny i pesymizm prawicy, czy optymistyczna neutralność lewicy. Na codziennym życiu ważyło natomiast, w jaki sposób do Żydów ustosunkują się zajmujący polityczne centrum ludowcy. W wyznawanym przez większość chłopów, podbudowanym religijnie antyjudaizmie starego typu, Żyd był już „obcym”, gdyż „innym”, lecz jednocześnie „bliskim”, gdyż nadal niezbędnym pośrednikiem w zacofanym gospodarczo i kulturowo środowisku.

Upolitycznienie życia społecznego oraz ideologizacja postaw wobec grupy większościowej zachodziły także wśród Żydów. W dosyć licznej grupie określającej się jako Żydzi polscy – pokolenie lat 70. i 80. XIX w. – wykształconej w polskich szkołach średnich i wyższych w Królestwie i Galicji, w znaczącej części złożonej z przedstawicieli wolnych zawodów, głównie jednak z przemysłowców, bankowców i handlowców, akulturacja nieco wyprzedzała polonizację, ta nosiła zresztą więcej cech wyboru politycznego niż kulturalnego. Niemniej to właśnie życiowe doświadczenia członków tej grupy zadecydowały, że polonizatorski projekt rozwiązania kwestii żydowskiej poniósł klęskę, z ich grona wykluli się też obrońcy prawa Żydów do „bycia innym”. Grupa ta starła się najsilniej z Ligą Polską, Narodową Demokracją, czyli z forpocztą polskiego ruchu narodowego, oraz z neokonserwatystami ze Stronnictwa Postępowego i z całą masą niezorganizowanych ksenofobów, zarówno miłośników szlacheckiego obyczaju i starego folwarcznego porządku, jak i z zatroskanymi codzienną oszczędnością, gospodarującymi niespiesznie i przezornie, jakby wyłącznie z myślą o dzieciach, drobnomieszczanami.

Polacy wyznania mojżeszowego pierwsi odczuli i przekazali innym Żydom, co o nich wszystkich myślą Polacy. W jakimś sensie przyjęli też do wiadomości, że najbardziej typowa jest postawa antysemicka, pełna pogardy i właściwie odrzucająca zbliżenie, przewrotnie przekładająca na Żydów i ich niedające się przezwyciężyć cechy winę za porażkę asymilacji. Wzgardzeni i odrzuceni, zamknęli się w świecie spraw żydowskich, skupili na reorganizacji własnej społeczności, a kontakty z Polakami ograniczyli do rutynowej wymiany dóbr i usług.

Oddzielnym zagadnieniem jest kwestia ścisłej cezury rozgraniczającej dwie fazy stosunków polsko-żydowskich, pewnego zbliżenia i nadziei na symbiozę oraz wyraźnego antagonizmu. Analiza tekstów antysemickich dowodzi, iż w procesie tworzenia nowej definicji Żyda – głównego wroga Polski i Polaków, groźniejszego od zaborców – najważniejsze były lata 1905–1914, gdy młodzi polscy narodowcy zaczęli tłumaczyć te podobno złe skłonności Żydów wspólną rasie semickiej niemoralnością i złą wolą. Roman Dmowski pisał w 1909 r. (Separatyzm Żydów i jego źródła, Warszawa 1909): „Przy istnieniu obozu żydowskiego, przeciwstawiającemu się polskiemu, i wobec faktu, że ten obóz dąży do szybkiego ogarnięcia naszej masy żydowskiej, coraz trudniejsze będzie istnienie typu pośredniego, w jednej osobie Żyda i Polaka [...] tyle się mówi dziś o asymilacji jako programie rozwiązania kwestii żydowskiej, gdy nieubłagana konieczność rozwiązuje ją w kierunku przeciwnym”. Andrzej Niemojewski dwa lata później konstatował (Skład i pochód armii piątego zaboru, Warszawa 1911), że Żydzi – udając demokratów i liberałów – tworzą w rzeczywistości w Polsce piąty zabór, który w niezbyt odległej przyszłości zawładnie całym krajem. Była to konkluzja zbieżna z tezami największego bestselleru antysemickiego, wydanego drukiem w 1902 r. falsyfikatu stworzonego na zamówienie carskiej Ochrany – Protokołów Mędrców Syjonu.

W miarę rozpowszechniania się ideologicznego antysemityzmu nasilały się konflikty polityczne. W Galicji w 1907 r. wybrano do parlamentu trzech posłów syjonistycznych, którzy nie weszli do Koła Polskiego. W Warszawie w 1912 r. w wyborach do IV Dumy prawyborcy żydowscy, dominujący w kole elektorskim, poparli socjalistę Eugeniusza Jagiełłę przeciw konserwatyście Janowi Kucharzewskiemu. Polacy w kolejnych wyborach galicyjskich (1911) wykorzystali przeciw syjonistom polską administrację, doszło m.in. do strzelania do Żydów w Chodorowie, a w Warszawie Narodowa Demokracja ogłosiła, dosyć skuteczny, bojkot sklepów żydowskich. Niemniej, co należy podkreślić, na terenach polskich nie doszło do powstania ściśle antysemickiej partii politycznej, na wzór niemiecki czy francuski.

Stosunki żydowsko-polskie znacznie zaogniła I wojna światowa. Wiele kwestii pozostaje jednak niejasnych; niezbyt ostro odróżnia się obiektywne tło konfliktu – ogólne zubożenie, eksploatacja gospodarcza terytorium prowadzona przez zaborców, rujnacja Królestwa przez uciekających Rosjan, spustoszenie Galicji Wschodniej – od sfery życia politycznego, radykalizacji nastrojów, wzrostu lęku o byt codzienny, o przyszłość, euforii działaczy budujących zamki na lodzie na podstawie enigmatycznych enuncjacji przywódców państw uczestniczących w konflikcie.

Entuzjastyczne opowiedzenie się znacznej części ludności żydowskiej po stronie państw centralnych, którego to entuzjazmu Polacy, szczególnie spod znaku Narodowej Demokracji, nie podzielali, zapowiadało dalsze konflikty. Z dzisiejszej perspektywy poparcie dla niemiecko-austriackiej koalicji wydaje się logiczne i uzasadnione. Rosja była ojczyzną pogromów, Niemcy i Austria legitymowały się haskalą, liberalizmem i wysoką kulturą duchową, do której ciążyło od dawna wielu Żydów środkowoeuropejskich.

Działania lokalnych aktywistów syjonistycznych i ich przybyłych z Berlina sojuszników (Komitee für Osten działający w Warszawie) Polacy uznali za zdradę. Żydzi – twierdzono – nadużyli swoich wpływów, aby bez zgody Polaków wyodrębnić się jako prawnie uznana mniejszość narodowa. Gwarantem tych praw mieli być właśnie Niemcy. Dla polskiego obozu narodowego głos stosunkowo nielicznych, lecz aktywnych syjonistów stał się ostatecznym dowodem, że o porozumieniu nie może być mowy, wszak to jedynie gospodarze mogli gwarantować prawa mniejszościom. Żydzi znów zbyt późno spostrzegli, że dla Niemców – ich stosunek do kwestii żydowskiej bardzo się zmienił po zetknięciu z tradycyjnymi Ostjuden (Żydami wschodnimi) – ważniejszym partnerem są Polacy. Hasło autonomii narodowej żyło już jednak własnym życiem.

Z takim to obciążeniem Polacy i Żydzi wkroczyli w niepodległość. Jedni z drżeniem czytali komunikaty ze Wschodu, gdzie imperialna Rosja odradzała się w tyranii bolszewików, i z Zachodu, zastanawiając się, czy Niemcy są już wystarczająco słabi, a poznaniacy silni; drudzy wykorzystywali zachodnią opinię publiczną i wpływowe koła finansowe dla zapewnienia sobie praw mniejszości narodowej. Jedni i drudzy wyszli z tych zmagań zwycięsko– podpisano pokój ryski, parafowano traktat mniejszościowy, nie wybrano na prezydenta narodowca. Obie nacje stały już jednak nie obok siebie, lecz naprzeciw, odgrodzone murem obcości. Co więcej, pierwsze miesiące niepodległości i kształtowania państwa polskiego przyniosły tragiczne wydarzenia pogromów we Lwowie (listopad 1918) i na Rzeszowszczyźnie (maj 1919) oraz liczne przypadki napaści tłumu na Żydów, a także zdecydowanie wrogie postawy niektórych polskich formacji wojskowych (np. obcinanie bród Żydom, bicie). Smutny rozgłos zyskali zwłaszcza żołnierze armii gen. Hallera.

W II Rzeczypospolitej wcześniejsze dystanse społeczne między Polakami i Żydami zostały znacznie poszerzone. Polacy budowali państwo narodowe, nie licząc się z dążeniami i interesami mniejszości, stanowiących aż trzecią część społeczeństwa. Dla ponadtrzymilionowej społeczności żydowskiej, posiadającej silne ekonomicznie, zorganizowane politycznie elity, nie było bez znaczenia, jaką cenę będzie musiała za to zapłacić.

Stosunek znacznej części społeczeństwa polskiego do Żydów cechowała przez całe dwudziestolecie międzywojenne głęboka nieufność co do ich lojalności wobec nowego państwa. Powszechne było przekonanie, iż Polacy muszą nadrobić na polu gospodarczym i do pewnego stopnia na kulturalnym i społecznym opóźnienie powstałe w czasach niewoli. Interesy mniejszości uważano za uprawnione jedynie w takim stopniu, w jakim nie kolidowały z polskim, pojmowanym bardzo egoistycznie, interesem narodowym. Większość Polaków przyjęła z aplauzem przyznanie ludności żydowskiej jedynie uprawnień kulturalnych i religijnych, jak ognia zaś obawiano się wszelkich samorządowych uprawnień politycznych. Polityka tego typu uderzała w tym samym stopniu we wszystkie mniejszości narodowe, mimo iż Żydzi w przeciwieństwie do Niemców czy Ukraińców nie zagrażali terytorialnej jednolitości Polski.

W pierwszych latach powojennych, gdy trwała walka o granice państwa, Żydów podejrzewano o wszelkie możliwe sojusze z zewnętrznymi wrogami. Ogłoszona przez Żydowską Radę Narodową we Lwowie neutralność w wojnie polsko-ukraińskiej przyczyniła się do wspomnianego już pogromu, w którym zginęło ponad 100 osób. Niewiele później w Pińsku za sojuszników armii bolszewickiej uznano miejscowych Żydów; kilkudziesięciu tamtejszych syjonistów aresztowano podczas zebrania, a następnie rozstrzelano. Mniej krwawe pogromy powtarzały się na całych Kresach. Mit odpowiedzialności Żydów za rewolucję rosyjską, propagowanie komunizmu w Polsce oraz inne spiski powodował niejednokrotnie tragiczne skutki. Żydów prześladowano, gdyż nie wierzono, że mogą lojalnie odnosić się do niepodległej Polski, a tym bardziej uczestniczyć w jej obronie. Obsesja przed zdradą doprowadziła do hańbiącego dla Polaków internowania latem 1920 r., w okresie przełomowych starć z armią sowiecką, 17 tys. żydowskich poborowych i nawet ochotników w obozie w podwarszawskiej Jabłonnie. Fakt ten zapowiadał, że w Polsce Żydzi nie pozbędą się piętna obcości.

Syjoniści walczący konsekwentnie, acz bezskutecznie, o uznanie Żydów za mniejszość narodową rozszerzali wpływy m.in. dzięki takiej sytuacji, a to pozwoliło im utworzyć stosunkowo liczną reprezentację parlamentarną. Liczyli, iż łatwiej w ten sposób wywalczą upragnione koncesje. Idea utworzenia Bloku Mniejszości Narodowych zawiodła jednak, wywołała natomiast większe ataki ze strony polskich ugrupowań prawicowych. Gdy w grudniu 1922 r. dzięki poparciu mniejszości na prezydenta wybrano Gabriela Narutowicza, wielu Polaków uznało to za żydowski spisek przeciw istotnym polskim interesom. Gwałtowne ataki na elekta stworzyły atmosferę, w której doszło do zabójstwa pierwszego prezydenta. Świadczyło to, iż polska prawica nie cofnie się przed niczym w walce o realizację własnej koncepcji państwowości polskiej.

Żydom pozostała jedynie autonomia religijna i kulturalna, którą mogli się cieszyć w gminach. Praw mniejszości bronić mogli tylko żydowscy parlamentarzyści, których liczba malała w kolejnych wyborach. Było rzeczywiście czego bronić, gdyż zaległości legislacyjne odrabiano niezbyt pośpiesznie. Dla Żydów, z wyjątkiem może skrajnej ortodoksji, wszelkie trudności w realizowaniu własnych potrzeb i aspiracji były dowodem państwowego i społecznego antysemityzmu.

Pierwszą sporną płaszczyznę stanowiło wolne tempo likwidacji dyskryminacyjnych norm prawnych, dziedzictwa zaborów, ów proces został ostatecznie zakończony dopiero w 1931 roku. Formalna równość wobec prawa, podstawa systemu obywatelskiego, w Polsce nigdy otwarcie niezarzuconego, nie zawsze odpowiadała rzeczywistemu równouprawnieniu. W praktyce już zakaz pracy w niedzielę, uchwalony w 1918 r. pod wpływem postulatów ruchu robotniczego, poważnie ograniczał możliwości zarobkowe religijnych Żydów, świętujących szabat. Ich także dotykały uchwalone w 1936 r. przepisy ograniczające rytualny ubój bydła (szechitę), uznany za niehumanitarny, w rzeczywistości dyktowane chęcią eliminowania kupców i rzemieślników żydowskich z handlu i uboju bydła. Kwestia ta powróciła pod obrady parlamentu i w 1939 r. zaawansowana była procedura zmierzająca do całkowitego zakazu szechity; zainteresowani tym byli także wyznawcy islamu.

W ostatnich latach II Rzeczypospolitej podniosły się głosy postulujące znacznie poważniejsze ograniczenia w prawach obywatelskich ludności żydowskiej. Na forum sejmowym dyskutowano m.in. na temat ograniczenia prawa Żydów do zmiany nazwisk (projekt posła Stanisława Jóźwiaka, mający utrudnić nieakceptowaną przez antysemicką prawicę asymilację). Radykalni działacze nacjonalistyczni, inspirowani ustawodawstwem III Rzeszy, formułowali propozycje odebrania praw obywatelskich Żydom, proponując rozwiązania, które nie miały formalnie cech rasizmu (potępianego przez Kościół katolicki), lecz w istocie do niego nawiązywały.

Projekty takie nie weszły jednak pod obrady parlamentu. Natomiast uchwalono ustawę pozwalającą władzom administracyjnym odbierać polskie obywatelstwo osobom przebywającym nieprzerwanie za granicą przez pięć lat, a wewnętrzne instrukcje zalecały, by ofiarami tego padali przede wszystkim Żydzi podczas tzw. Polenaktion. Wszystkie te pomysły wynikały z rozpowszechnienia się w społeczeństwie kryteriów separacyjnych, jednoznacznie oddzielających większość obywateli, uważających się za naród gospodarzy, od wszystkich „obcych” pod względem wyznania (ugrupowania prawicowe lansowały zbitkę pojęciową „Polak-katolik”) i świadomości narodowej. Wprawdzie politycy sprawujący władzę oficjalnie deklarowali równość wszystkich obywateli, lecz w 1939 r. powstały już w niektórych ministerstwach wykazy osób „pochodzenia niearyjskiego”. Pochodzenie stawało się jednym z kryteriów, od którego zależały szanse korzystania z pełni praw obywatelskich.

Glebą dla wzmagających się nastrojów ksenofobicznych, nacjonalistycznych i antysemickich była niezmiernie trudna sytuacja ekonomiczna, szczególnie w dobie wielkiego, ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego lat 1929–1935 oraz utrzymującej się po nim depresji. Ubodzy i w znacznej części niezaradni obywatele byli w dużym stopniu skazani na pomoc państwa, czy to organów centralnych, czy samorządowych, te zaś realizowały przede wszystkim interes większości. Żydzi odczuwali w praktyce, że wiele teoretycznie racjonalnych rozporządzeń, takich jak ustawa przemysłowa z 1934 r. (określająca wymagania, które powinien spełniać rzemieślnik korzystający z tytułu mistrza), przepisy określające wymagania higieniczne w sklepach i zakładach rzemieślniczych, standardy przeznaczonych na eksport produktów (zwłaszcza artykułów spożywczych) itp., bojkot sklepów żydowskich, do którego wzywały organizacje antysemickie, ułatwić miało rygorystyczne stosowanie przepisów przewidujących konieczność ujawniania na szyldach nazwisk i pełnych imion właścicieli sklepów i warsztatów.

W rywalizacji o wpływy wśród środowisk sprzyjających antysemityzmowi, zwłaszcza drobnomieszczaństwa, sukces mogła zapewnić jedynie radykalna frazeologia. Pod tym względem w lepszej sytuacji była opozycja narodowo-demokratyczna, zwłaszcza jej najbardziej radykalne nurty, niż rządząca po śmierci Józefa Piłsudskiego grupa jego politycznych spadkobierców. Radykalni nacjonaliści nie ograniczali się bowiem do projektów i demagogicznej propagandy, lecz już od 1930 r. stopniowo zaostrzali praktyczne metody działania. Hasła bojkotu uzupełniano pikietowaniem sklepów i warsztatów żydowskich, co z upływem czasu prowadziło do stosowania przemocy wobec klientów, a krótko przed 1939 r. notowano zamachy bombowe na te zakłady.

Po 1935 r. w niektórych miasteczkach dochodziło do pogromów (choć ofiary śmiertelne bywały rzadkością), zazwyczaj inspirowanych przez radykalnych nacjonalistów. Rząd nie mógł tolerować czynów przestępczych, lecz zarazem nie decydował się na zwalczanie akcji antysemickiej. Niesławna wypowiedź premiera Feliksa Sławoja Składkowskiego w sejmie w czerwcu 1936 r.: „walka ekonomiczna owszem, ale krzywdy żadnej” zawierała potępienie przemocy, lecz zarazem zapowiadała, iż państwo nie przeciwstawi się bojkotowi gospodarczemu i innym formom akcji antysemickiej, nienaruszającym otwarcie prawa. Praktyka szła dalej, gdyż władze ustępowały w przypadkach, gdy nie potrafiły zdecydowanie zapobiec dyskryminacji, np. na uczelniach, wprowadzając w życie przepisy porządkowe, które w rzeczywistości oznaczały aprobatę antysemityzmu (getto ławkowe ustanowiono na Politechnice Lwowskiej już w 1935 r.). Dotyczyło to także stosunków w organizacjach zawodowych, gdy niektóre z nich wprowadzały „paragraf aryjski” (statutowy zakaz przynależności osób uznanych za Żydów).

Towarzyszyła temu propaganda środowisk katolickich, piętnujących tzw. niższą żydowską moralność i żądających całkowitej separacji Żydów, oskarżanych o szerzenie pornografii, demoralizowanie chrześcijan, bolszewizm, oszustwa, walkę z chrześcijaństwem. To prawda, że prymas kardynał August Hlond w liście pasterskim (1936) potępiał przemoc fizyczną i stwierdzał, iż są także uczciwi, bogobojni Żydzi, lecz traktował ich jako wyjątek i znacznie więcej uwagi poświęcił piętnowaniu domniemanych żydowskich występków, aprobował bojkot i postulował ścisłe oddzielenie społeczności chrześcijańskiej od żydowskiej we wszystkich sferach życia, by uniknąć demoralizujących jakoby wpływów żydowskich. W prymitywnej formie, dostosowanej do niewykształconych czytelników, argumentację taką powtarzała prasa katolicka, w tym zwłaszcza wydawnictwa oo. franciszkanów z Niepokalanowa („Mały Dziennik”, „Rycerz Niepokalanej” i in.), a nawet niektóre poważne czasopisma (np. wydawany przez oo. jezuitów „Przegląd Powszechny”). Wspomniany już ks. Trzeciak stał się nawet w tej dziedzinie autorytetem dla propagandzistów III Rzeszy.

Nieufność, niechęć czy wręcz wrogość znacznej części społeczeństwa polskiego wobec Żydów, ich niska ocena i zarzuty, iż jest im obcy interes Polski, że ważne są tylko własne cele, przetrwały wybuch II wojny światowej. Atmosfera tworzona przez radykalne ugrupowania nacjonalistyczne oraz znaczną część prasy katolickiej, zwłaszcza po 1935 r., utrudniała ratowanie Żydów w czasach Zagłady, jakkolwiek trudno byłoby ocenić sprawiedliwie konsekwencje tego. Faktem jest, że nawet niektórzy działacze katoliccy, uważający za chrześcijański obowiązek ratowanie bliźniego w potrzebie i narażający życie w akcji pomocy Żydom, deklarowali, że czynią tak, choć Żydzi stanowią największe niebezpieczeństwo dla Polski. Popularna była także opinia, że do pogorszenia stosunków polsko-żydowski przyczyniło się nieprzyjazne wobec Polaków zachowanie Żydów pod okupacją sowiecką, obfitujące w przypadki zdrady i denuncjacji.

Stereotyp „żydokomuny”, obcości i szkodliwości Żydów przetrwał wyzwolenie i utrzymywał się w rządzonej przez komunistów Polsce. Ostatnimi akordami były pogrom kielecki w 1946 r. oraz wydarzenia 1968 r., gdy jedna z frakcji Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, szermując nacjonalistycznymi hasłami, doprowadziła do wyjazdu z Polski znaczną część pozostałych jeszcze w kraju Żydów lub osoby uznane za Żydów w myśl rasistowskich kryteriów.

Bibliografia

  • Approaches to Antisemitism. Context and Curriculum, red. M. Brown, New York–Jerusalem 1994.
  • Arendt H., Korzenie totalitaryzmu, 1.1. Antysemityzm, Warszawa 1993.
  • Poliakov L., Histoire de l’antisémitisme, t. 1–2, Paris 1981.
  • Ryszka F., Jasińska-Kania A., Antysemityzm polski. Szkic do opisu i diagnozy, Warszawa 1993
  • Żbikowski A., Dzieje Żydów w Polsce. Ideologa antysemicka 1848–1914. Wybór tekstów źródłowych, Warszawa 1994. Andrzej Żbikowski

Tekst powstał na podstawie książki „Żydzi w Polsce. Dzieje i kultura. Leksykon”, red. J. Tomaszewski, A. Żbikowski, Warszawa 2001.

Drukuj
In order to properly print this page, please use dedicated print button.