Odzyskanie przez Polskę wolnego bytu państwowego, niemal w nieuszczuplonych historycznych granicach, stanowiło dla żydostwa polskiego przeżycie potężne i radosne. Nie mówię tego dla legitymowania się ze swego patriotyzmu przed tym, czy innym czynnikiem, ani przed ta lub ową warstwą społeczną, — ani też ad captandam benevolentiam — dla zdobycia gdziekolwiek i u kogokolwiek odrobiny uznania, czy życzliwości. […] Pomijając, oczywista, już zasadniczy wzgląd, że z patriotyzmu przed nikim wykazywać i wylegitymować się nie lubię i nie chcę, pragnę też, ażeby całe żydostwo stale się trzymało tej zasady i od niej nigdy nie odstępowało. Stwierdzam to, co powiedziałem, dla późniejszego historyka […]. Niechże przyszły historyk przede wszystkim pozna zasadniczy nastrój, jaki panował w żydostwie polskim pod jesień 1918 roku, jak go naoczny świadek widział i odczuwał.

A powiedzmy od razu, że tylko ten nastrój — potężnego i radosnego przeżycia — był naturalny, a inny nie byłby wprost możliwy. Toć dwie trzecie polskiego żydostwa oczekiwało od wolnej Polski swojej pełnej emancypacji, jakiej w Rosji doczekać się nie mogło. A chyba nie było Żyda choćby o minimalnej znajomości historii, który by nie był przekonanym, że Polska stanie od razu w szeregu państw wolnych i demokratycznych. Czy Polska kiedykolwiek była inna? Kiedy cała Europa wraz z jej dumnym Zachodem tkwiła po szyję w despotyzmie, Polska była rządzona systemem parlamentarnym, a wolność była dla Polaka przejawem życia tak naturalnym i niezbędnym, jak powietrze dla ptaka lub jak woda dla ryby. Nie jest moją rzeczą w danej chwili zastanawiać się nad tym, czy wolność ta nie była często gęsto nadużywana, ani też nie chodzi mi o kry­tyczne stwierdzenie, że wolność przecież nie rozciągała się na cały naród, w dzisiejszym zrozumieniu tego słowa, a już najmniej na „mniejszości na­rodowe". O te szczegóły wcale mi nie idzie. Natomiast zależy mi na stwier­dzeniu, że to, co żydostwo polskie miało w pamięci z dawnej Polski, ko­jarzyło się w psychice jego nie tylko nadzieją, ale wręcz pewnością, że w Polsce Odrodzonej zapanuje od razu pełna wolność dla wszystkich, że w niej urzeczywistniona zostanie równość — ta naczelna zasada demokracji zachodnich.

Poza tym było żydostwo jakby oczarowane „cudem", jaki stał się, kiedy Polska spod ruin i zgliszcz po najokropniejszej wojnie, jaką pa­miętają dzieje, wyszła żywa, silna, rozradowana, żydostwo, które na­uczone jest szukać i znaleźć w dziejach jakąś wyższą wolę, widziało w tym cudzie jakby wyraźny znak łaski Bożej i naprawy krzywdy, skoro wszyst­kie trzy mocarstwa zaborcze po obu stronach frontu runęły. Wszak można było marzyć o kompletnej klęsce tylko jednej strony frontu, i myśleć o tym, że na niej trzeba będzie mozolnie budować. Co? Ile? To właśnie było to trudne zagadnienie, którego z góry i w myśl rozwiązać nie było możliwe. Tymczasem żywa rzeczywistość uwolniła całkowicie od konieczności tych ciężkich roztrząsań i zmagań i dała coś gotowego i kompletnego — całą wol­ną Rzeczpospolitą Polską, jak ona kiedyś w okresie świetności wyglądała, chociaż nie w granicach z przed 1772 r. Prawda, że trzeba było jeszcze tu i tam coś zaokrąglić, coś wcielić, co zostało zrazu poza granicami Polski. Ale te uzupełnienia już nie przedstawiały trudności nie do pokonania. Do ich uskutecznienia nie był już przecież wymagany zupełny przewrót w historii, jak do samego cudownego faktu zmartwychwstania Polski. Oto ten wielki dziejowy „cud” żydostwo niezmiernie głęboko wzruszył i ura­dował, żydostwo raduje się — „cudami".

Takie było pierwsze przeżycie. Ale co bezpośrednio potem nastąpi­ło, było niezmiernie bolesnym rozczarowaniem. Pokazało się, że w odro­dzonej Polsce narodowa demokracja dzierżąca wówczas rząd dusz, miała swój bojowy front zwrócony przeciw Żydom. Pomimo wszechstronnych rozmyślań nad tym dziwnym zjawiskiem, nie mogę go sobie do dnia dzi­siejszego w żaden sposób wytłumaczyć. Takie to było dziwaczne, absur­dalne i bezrozumne.

Na czele bojowego frontu przeciw Żydom kroczyła narodowa demo­kracja, najsilniejsze w owym czasie stronnictwo polityczne, które — tak się zdawało — chciało spotęgować swe znaczenie w wykazywaniu raczej swej nienawiści do Żydów aniżeli w manifestowaniu swej miłości dla ojczyzny. A dziwnym było to, że się w owych pierwszych dniach najwyż­szego napięcia szczęścia i dumy nie znalazła żadna partia polska, która by zdecydowanie się przeciwstawiła endecji bojowej. Prawie, że się jej nie przeszkadzało i gdyby nie obawa przed „światem", byłaby się endecja po swojemu uporała z Żydami. Na zaporę natrafiła tylko u Żydów samych, którzy się silnie bronili, i u „świata”, który bardzo niechętnym okiem pa­trzał na wyczyny endeckie i od czasu do czasu nawet przesyłał to słabsze, to silniejsze ostrzeżenie. Endecja zrobiła, co mogła, ale do samej mety dojść nie mogła.

Jakie tendencje panowały w owych pierwszych dniach, można po­znać choćby z takiego drobnego szczególiku, który sam dla siebie pozba­wiony jest wszelkiego realnego znaczenia, ale właśnie dla swojej we­wnętrznej nicości był dla kierunku polityki mocno charakterystyczny. Otóż jednym z pierwszych przedłożeń ustawodawczych, jakie Walny Sejm rozpatrywał, była ustawa o zmianie nazwiska, w której usiłowano utrudnić taką zmianę. Obawiano się bowiem, że Żydzi masowo zmienią swoje nazwiska na brzmienie polskie, a to byłoby chyba „narodowym nie­szczęściem”. Zatkano tę dziurę czym prędzej i zaryglowano drzwi, przez które niebezpieczeństwo się pchało w postaci pewnej ilości spolszczonych nazwisk. Naturalnie, że ta sprawa bardzo mało Żydów wzruszyła. Ale kto wie, ile prawdziwych dziur przeoczono i nie zatkano, ile drzwi pozostawio­no niezaryglowanych, przez które istotnie niebezpieczeństwo wkroczyło... Ten przykład pokazuje, do jakiej śmieszności zacietrzewienie dopro­wadzało. Ale były rzeczy o pokroju straszliwej tragedii — Lwów, Pińsk, Wilno itd. Wstrząsające okropności, które Żydów nawet nie tyle o gniew przyprawiały, ile ich formalnie — ogłuszały. Żydzi musieli wytężyć wszyst­kie swoje siły moralne, ażeby się utrzymać na pozycjach obronnych, ja­kie zajęli.

Tak przeszły pierwsze lata — w głębokim niepokoju i bolesnych roz­czarowaniach. Aż nastąpiło pewne uspokojenie i nastała pewna — chwiej­na, niestała — równowaga, w której żydostwo polskie mogło zacząć myśleć o rozbudowie swojej społecznej i narodowej organizacji […].

Drukuj